okruchy
Komentarze: 3
Okruszek, ktory przewazyl szale...
poczatek wrzesnia 2003
cholera, wciaz ta jej praca magisterska - ale pomagam
Kilka dni temu na prosbe jej szefostwa konfigurowalem im siec w biurze, niezly byl tam bajzel. Tylko czemu mi tu miga jakas koperta... aha, wbrew umowie o informowaniu mnie o korzystaniu z komunikatorow etc. zalozyla sobie kolejne konto. Historia w IE wymieciona, cwana sztuka, tak jak kiedys nauczyla sie kasowac historie polaczen w komorce, tak teraz zaciera slady. nic to, w cache'u i cookies zostaly slady po web-chatach. Pewnie pogadamy w domu.
W domu jak gdyby nigdy nic. Po dwoch dniach pytam, czy ma mi cos do oznajmienia. W koncu napomyka o g-g roniac dzika awanture, ze nie cierpi byc kontrolowana. Przypominam jej tylko, ze to ona prosila o kolejna szanse i umowa przewidywala, ze korzysta z komorek i netu wylacznie w sprawach sluzbowych, zas sytuacje dwuznaczne, typu pobyt z facetem w aucie, na piwie czy spacerze, maja byc niezwlocznie wyjasniane, bym nie mial powodow do obaw, ze znow poszla "na calosc" i zapomniala, ze jest matka.
Wieczor. Skonczyl sie czarny tusz.
Stwierdzila, ze bladym switem rusza po atrament, przywozi mi, koncze jej drukowac, a ona leci do pracy.
Poludnie... nie wraca.
Wieczor, jade do jej roboty, moze z jej autem cos nie tak.
Widze, jak sobie sacza wino na balkonie... hmm, poczekam, ciekawe, czy wsiadzie do auta, czy zadzwoni do mnie, najwyzej zrobie jej niespodzianke.
Wyszli ekipa do knajpy na dol. Podchodze do drzwi. Przez szybe widze, ze siedzi z jakims typem przy stoliku, plona swiece, nastroj jak cholera. Wycofuje sie na druga strone ulicy, pale sobie.
Wyszli, on i ona. Smiechy, chichy, objecia... godzina ok. 23.30. Rzut oka na komore... nie, nie dzwonila do mnie, ze pozno wroci.
Juz chce podchodzic, gdy nadjezdza taksowka. Wsiadaja.
Podbiegam do swego auta i jade za nimi.
Dzwonie (wiem, wykroczenie, nie mam HF ;))
- gdzie jestes?
- o... hmm... no, na imprezie!
- z kim?
- z kolezankami,. w ogole duzo ludzi jest...
- a moze nie na imprezie, ale w jakims samochodzie, bo cos tak slysze (sciemniam troche)
- no, wlasnie jedziemy do knajpy
- kto?
- no, cala ekpia...
- chyba klamiesz, bow iem, ze jedziesz z jakims gosciem
(piiiiiiiiiiiii - wylaczyla sie)
dzownie drugi raz, taxi skreca
- dokad jedziecie?
- do rynku (widze, ze w druga strone jada, kurwa mac)
- dlaczego klamiesz, przeciez widzialem z kim i kiedy i gdzie....
- alez skad, nie klamie, zdawalo ci sie
- masz jeszcze szanse, zawroc taksowke do domu, ja tam jade, pamietaj, ze to moze byc koniec, nie pal mostow
- skoro tak chcesz...
(piiiiiiiiiiiiiii)
tym razem wylaczyla na dobre
czulem sie jak kopniety w twarz, widziec, jak wlasna zona, swiadoma, ze sie ja przylapalo, mimo to jedzie sie puscic, zamiast probowac cos wyjasnic, to juz zbyt wiele...
nie chcialem jechac za nimi, moglbym zareagowac nazbyt gwaltownie, zwlaszcza, ze wciaz ja na czyms podlym lapalem i zawsze mialem nadzieje, ze moze przez wzglad na dziecko cos zrozumie...
poczekalem do rana, sprawdzilem, czy nie nocuje u rodzicow, czy znajomych...
o swicie wyjechalem
duzo potem, twierdzila, ze nie wie, co w nia wstapilo, pewnie to ten alkohol, a potem bala sie wrocic, a tak w ogole, to byl chlopak kolezanki i u niej nocowali, bla bla bla.....
Zapytalem ja tylko, czy pamieta, ze bylem przeciwny niedawno temu, by sama szla na popijawki z "psiapsiolkami".
Pamietala.
Zapytalem, czy dalej utrzymuje, ze przez alkohol nie wiedziala, co wyrabia.
Potwierdzila.
Zapytalem, czy juz wie DLACZEGO nie chcialem, by SAMA pila.
Nie zrozumiala...
Dodaj komentarz