lis 03 2003

away


Komentarze: 1

Maly konczy wcinac tosty i salami, udamy sie przeto do hipermarketu, celem uzupelnienia spizarni - jest tyle rzeczy, ktore trzeba kupic, gdy sie zaczyna od zera... np. takie kostki rosolowe (ostatnio, u Moniki zrobilem mu zupe z pieczar i calego zielska, jakie znalazlem, dodalem nieco mieska i bardzo sobie chwalil).

Co ciekawe... 5 lat temu widziala nas na jakims party znajoma z sieci, ale nawet nie mielismy okazji duzo porozmawiac. Wiedziala, ze jestem w Krakowie i szukam chaty i roboty.
I nagle, w tymze markecie pyta mnie jakas dziewczyna: "Janusz?"

Cholera... chyba nie zaczepiala kazdego faceta z czterolatkiem u boku ;)))
Dzien pozniej, wieczorem bylismy u nich (ona, on i pies) z wizyta. Maly pocztakowo wystraszyl sie wilczycy (strasznie ujadala w progu), ale potem, gdy mu pokazalem, ze to poczciwa psina, mial zajecie na dluzej.

Wczoraj za dnia, rozpoznal okolice (przejezdzalismy jakies 600 m od ich domu) i pytal, kiedy wpadniemy do pieska...
Popytam, chyba, ze znow wpadniemy na siebie w markecie.

A wiec w droge.

ten_years_after : :
04 listopada 2003, 14:18
Byle nie pod prąd!

Dodaj komentarz